— Leż.
— Tak, Pani.
— Patrz mi w oczy, kiedy na ciebie wchodzę.
Słowa. Niby nic. Ale wypowiedziane w odpowiednim momencie, na odpowiednim ciele, z odpowiednią intencją – zmieniają rzeczywistość. Tworzą przestrzeń, w której ja rządzę. Gdzie moje stopy są prawem, a Twoje ciało – tylko tłem.
Nie pytam, czy chcesz. Ty już tu jesteś. Nagi. Bezbronny. Pod moim wzrokiem, pod moimi butami. Gotowy, by zostać zdegradowanym – i właśnie dlatego tak cholernie podniecony.
— Pani...
— Cisza. Nie mówię do ust. Mówię do podłogi.
Rytuał zaczyna się od spojrzenia
Wchodzę do pokoju. Ty klęczysz. Masz spuszczony wzrok, ale ja tego nie chcę. Chcę widzieć Twoją twarz, zanim ją zdepczę. Chcę patrzeć, jak narasta w Tobie strach pomieszany z pragnieniem. Jak Twoje ego pęka, a Twoje ciało sztywnieje z ekscytacji.